Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 260.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   256   —

Śmiałe to wystąpienie Biskupa, jak piorunem raziło księcia, nie chciał zrazu wierzyć uszom swym, zbladł, rzucił się z krzesła jakby na Gedkę chciał porwać, ledwie zdołał gniew swój poskromić.
Niezłomna ta odwaga Biskupa, przeraziła więcéj jeszcze dwór pański, który stał oniemiały i struchlały. Kietlicz czerwienił się — bladł trupio i radby był pójść wskróś ziemi. Mierzwa skrył się za innych, widać go nie było. O sprawie, wdowie, parobkach zapomnieli wszyscy, a niektórym się zdało że nasadzona była rzecz umyślnie przez Gedkę, aby mu do jego wystąpienia posłużyła. W izbie całéj popłoch się stał jakby w oczekiwaniu wielkiego jakiegoś wypadku.
Tymczasem Gedko zwolna podniósł się z siedzenia ostatnich słów domawiając, rzucił wzrokiem dumnym, surowym, spokojnym na księcia, który oczy musiał spuścić i, dawszy znak prałatom swym, wolnym krokiem tłum rozstępujący mu się przerzynając, izbę sądową opuścił.
Co było jeszcze ludzi z żałobami, straże na znak gniewny Kietlicza wnet precz wyganiać poczęły, wdowę naprzód, syna jéj, parobków i innych na sądy oczekujących. Mieszek, który téż się podniósł z siedzenia z twarzą bladą, ale straszliwy gniew tłumiony wyrażającą, rzuciwszy okiem po swoich, do drzwi się bocznych skierował.