Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 251.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   247   —

w nich było poznać parobków od pługów, albo téż pastuchów świeżo od trzody tu przypędzonych.
Ludzie ci dwór świetny i pana zobaczywszy przed sobą na majestacie, strwożeni, ledwie kilka kroków podszedłszy, popadali na kolana, głowy pochylili ku ziemi i nierychło wstać się ośmielili na znak który im dano.
Staruszka niewiasta patrząc na Biskupa to na księcia, zdawała się w niepewności do kogo zanieść ma skargę. Wahała się jeszcze, gdy Mieszek, obawiając się snadź, aby do Biskupa się nie zwróciła, sam powołał ją, rozkazując bliżéj przystąpić i opowiadać czego chciała.
— Miłościwy książę a panie — poczęła niewiasta ze zwykłą płci swéj i wiekowi gadatliwością nieporządną, — miłościwy panie! jestem wdowa utrapiona i nieszczęśliwa, którą ostatniego mienia i chleba pozbawiono! Miłościwy książę, mąż mój nieboszczyk służył i zasłużył się panom swym, zwali go Błażkiem, był koniuszym przy zamku. Człek był poczciwy a pracowity. Nieboszczyk książę, dał nam ziemię, pola i łąki, gdzie i dworek postawił nieboszczyk. Nakupił potém owiec, a te się nam z łaski Bożéj rozmnożyły, miałam stadko ich piękne, — (tu łzy otarła) — a! z niego całe było utrzymanie moje.
Płacz i szlochanie na chwilę jéj odjęły mowę.
— A! ja, nieszczęśliwa sierota! — mówiła