Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   156   —

trzajcie, wina jawna. Parobka oto tego który tu stoi wziął na służbę — hę? jakiem prawem? bez prawa, bez pozwolenia, — gwałtem!
— Jako żywo! miłościwy sędzio — począł kmieć oburzony — parobek tu oto jest, niech świadczy sam. Przyszedł do mnie na służbę się prosząc, wziąłem go.
Powołany parobczak zaczął wprawdzie coś bełkotać, ale językiem takim i tak niewyraźnie że nikt go zrozumieć nie mógł. Widać jednak było że do swojego gospodarza żadnego żalu nie miał.
Mierzwa nastawił ucha, kiwał głową i udawał że chwyta znaczenie bełkotu parobka; uderzył ręką o stół i pogroził kmieciowi łagodnie.
— Miły, kochany człeczku! dziecko moje, — odezwał się — złą, ej! złą wybraliście się drogą! Ta was nie zaprowadzi gdzie myślicie! A godzisz się to targać na najdroższą człowiekowi swobodę! Toć kary najgodniejsza zbrodnia Powiecie mi może iż on wolnym nie był.? Tém ci gorzéj, kochanie moje, a więc miał pana do którego należał! Pytaliżcie go? Nie. Targnęliście się więc na własność cudzą!
Hę? widzicie, darmo się wykręcać, nie wyjdziecie z tego. Wzięliście wolnego, zbrodnia, zabraliście cudzego poddanego, rabunek. — Źle i źle, ani wynijść z tego.