Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom I 145.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   141   —

Gdy ten zmarł żonę i synka schorzałego przekazując Kaźmierzowi, a Mieszko potem zajechał na stolicę, zaraz się wszystko zmieniło.
Pan był wcale inny, do braci swéj mało podobny; jeszcze za młodu Starym zwany, poważny, surowy, mało mówny, stateczny, swoje państwo noszący tak dumnie jakby na króla był stworzony. Miłości u ludzi nie miał on wiele, ale się go obawiali wszyscy, począwszy od żony i dzieci.
Spojrzawszy nań poznał zaraz każdy człowieka, któremu o pozyskanie serc ludzkich, nie wiele chodziło.
Z namarszczoném czołem, z długiemi napuszczonemi na nie włosami chodził, patrząc z wysoka i nie rad się z nikim szeroko rozprawiać. — Słuchał cierpliwie, a wysłuchawszy gdy swoje słowo rzekł, drugiego już nie miał. Co powiedział stać się musiało. — Prosić go i jednać było próżno.
Gdy na stolicę swą wjeżdżał, ziemiaństwo Krakowskie, które naówczas na cały kraj najbutniéjsze było, zbiegło się go witać z pokłonami. Postrzegli zaraz w pierwszéj chwili, że z tym panem nowym nie łatwa będzie sprawa. Hołdy przyjmował jako należne sobie, ale odpłacać za nie ani myślał. Rozkazywał nie troszcząc się czy miłe będą rozkazy.
Wszystko co po Kędzierzawym tu zastał nie w smak mu szło, potrząsał głową, przebąkując.