Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 235.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   231   —

dając twarz jego. Książę się zwrócił ku niemu wyciągając ręce.
— Jakso, na miłość Zbawiciela! na miłość brata mojego, na drużbę twą dla mnie, zaklinam się, broń poczciwości mojéj!
— Miłościwy książe, wiesz żem za ciebie życie dać gotów — mów! rozkazuj, uczynię co mogę!
— Słyszysz i widzisz, co się dzieje! — wołał książe niespokojny wskazując na okno. — Ci ludzie przybyli tu, aby mnie uczynić krzywoprzysiężcą! Idź do nich, mów z niemi, chcą tego co niemożliwe. Broń mnie!
— Obrona byłaby zdradą — odparł Jaksa spokojnie — miłościwy panie, woli Bożéj poddać się potrzeba.
— Woli Bożéj! — przerwał książe — ale to wolą Bożą nie może być, co jest bezprawiem!
Zmilczał Jaksa i wyczekawszy, odezwał się.
— Ksiądz biskup Gedko pilno o posłuchanie prosi.
— Niech mi da choć chwilę spoczynku i namysłu — zawołał Kaźmierz — do téj walki się przygotować muszę!
Tych słów domawiał, gdy księżna Helena weszła sama niosąc w ręku kubek nalany. Książe, który słysząc drzwi otwierające się znowu, namarszczył już, wyjaśnił twarz dla niéj i przyjmując napój z rąk jéj, pocałował w czoło. Wychylił go bezmyślnie.