Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   66   —

to mówię ale świat cały. Ziemianie wołają jednym głosem, zmuszą cię!
Kaźmierz prawie gniewnie usta jéj dłonią zacisnął, którą ona całować zaczęła.
— Aż tu mnie prześladuje ta nieszczęśliwa dola moja — zawołał — nigdzie od niéj spokoju, nawet tu! Nawet ty mówisz o tém, gdzie jabym rad zapomnieć co mnie przygniata. A! nigdzie spokoju!
Wymówił to z taką boleścią, że Jagna się nią poruszyła i poczęła go ręką białą głaskać po czole i twarzy.
— A! dość! dość! — rzekła[1] — Ja milczę[2] — Cóż to pomoże? Co przeznaczone ziścić się musi. Ludzie powiadają że ojciec Wasz, gdy umierał, dziecku bezdomnemu przepowiedział koronę[3] — Wiedzą o tém wszyscy, Bóg tak chce! ty musisz!
Wzdrygnął się książe.
— Mieszko stokroć jest godniejszy odemnie — zawołał — on ma moc i smak w panowaniu, gdy dla mnie ono brzemieniem i odrazą. On ma rozum królewski.
— Ale miłości niema ani on dla ludzi, ni ludzie dla niego. Nie — o — nie! Co przeznaczone to się ziści... Jagna zobaczy cię na stolicy a potém — choćby umarła!
Szeptali cicho.

W tém słońce, które pałało i doskwierało — nagle, jakby się gdzieś skryło, cień jakiś padł na

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie lub następny wyraz (Ja) winien być małą literą.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.
  3. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.