Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   62   —

sąc misy parujące wyziewem mięsiwa, który się rozchodził dokoła.
— Siadajże, gościu mój miły, — zawołała Jagna stojąc przed nim i nadając sobie męzką postawę — ja ci posłużę sama. Jedz i pij!
Książe padł na stołek przygotowany.
— Ty gospodarzu, — odezwał się — siadajże naprzeciw mnie i jedzmy razem, inaczéj i ja nie zechcę.
— Mnie jeść się nie żąda — odparła Jagna — będę cię zjadać oczyma.. to mnie nasyci.
Kaźmierz się uśmiechnął.
— I mnieby téj strawy było dosyć — odpowiedział.
Oboje tak gwarząc ręce wyciągali do misy, a Jagna starała się księcia rozweselić, bo czuła, mimo uśmiechów, że przybył smutniejszy niż zwykle.
Nalała mu wina które umyślnie dlań przygotowane we flaszy stało, sama podała kubek... Sprzeczała się kto pierwszy pić będzie, chwytali za ręce, pochylali ku sobie, Jagna ciągle białe ząbki pokazywała — każąc mu być wesołym.
Tak zbiegła krótka u stołu chwila — książe wprędce chlebem i winem był syty — jeść nie mógł. Jagna powoli z trzpiotowatego wesela, jakby zarażona skrytym jego smutkiem, zachmurzyła się.
— W izbach siedzieć zaducha — zawołała —