Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 196.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   192   —

Kaźmierz dobrowolnie bratu oddawał Wielkopolskę; sądził że tę wieść puszczono umyślnie dla dodania żołnierstwu ducha.
Chciał dostać się w porę do Krakowa, aby zamachowi zapobiedz.
Dotąd wiodło mu się szczęśliwie, teraz szło jakby na przekorę. Ów młody koń Barwina, szparki a gorący, sił wiele nie miał; rwał okrutnie z kopyta, a w prędce tak ustał że choć go było w ręku prowadzić. Boki mu powciągało, jeść nie chciał i gdy się nad ranem na łące położył, zdawało się że tam zdechnie.
Zeszło więc czasu dużo nadaremnie, a gdy koń się trochę orzeźwił i można było znowu się na nim puścić w drogę, musiał Stach go oszczędzać, aby znowu nie zasłabł. Byłby go może rzucił gdzie po drodze a innego szukał, ale się nigdzie stada nie trafiło spotkać.
Tak, dłużéj się daleko wlokąc niż rachował zrazu, na koniu z którego już nic nie miało być, bo ledwie dychał, dostał się do dworku nocą.
Gdy się nie rychło do wrót dostukał i stary Hreczyn sam mu otworzył, pierwsze pytanie jego było o Jagnę.
Stary zabełkotał coś niewyraźnego, a potém dodał — że spać musi.
Poszedł Stach do swéj izdebki, do któréj zbudzony Żegieć pospieszał. Było około północy i za