Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   102   —

Za to we dworze więcéj niż chciał panem był, służyli mu i narzucali się ludzie, izby dlań stały zawsze osobne, a gdy przyjmować miał znajomych, dostarczano mu wszystkiego. Jagna sama pilnowała, aby na niczém nie zbywało.
Z rana Stach w skarbcu sprawiwszy obowiązek, na obiad tu przychodził, powracał potém na zamek, do wieczerzy przybywał znowu, siedział jak mógł najdłużéj, zawsze na jednéj rozmowie o księciu, i nocą na zamek szedł do swéj izdebki.
Gdy się to działo w Krakowie, Mieszek w niewielkiém oddaleniu od niego, jakby na czatach, przesiadywał u synowca Mieczysława w Raciborzu.
Tu nań oko Stach mieć musiał, bo nietylko on sam i trzej synowie, ale Kietlicz się nieustannie kręcił, spiskując i nie spoczywając. Posyłano go raz w raz to do Niemiec, to do Czech, do Cesarza, na Pomorze, do Prusaków; próbowano przeciągnąć i podburzyć siedzących na Szlązku Władysławowiczów, a choć dotąd wszystkie zabiegi były bez skutku, zaspać ich się nie godziło.
Kaźmierz ukochany w początku, już i zazdrosnych miał i niechętnych.
Między ziemianami krakowskiemi, oprócz braci z Tęczyna, którzy mszcząc się za bezkarność siostry na księciu, na dworze się nie pokazywali —