Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

wy działo jak Jagna, która nieopodal siedząc, na wszystko miała oko. Stach wszelkiemi sposoby przez Biskupa i innych ludzi Kaźmierza starał się wyrwać z tych rąk nieczystych, a wszystko rozbijało się o Wichfrieda który wdowę u pana popierał, bronił, wodził do niéj, pilnując aby się jéj płochość nie wydawała.
Wdowa mu téż płaciła wielkiemi łaskami i niemiec był u niéj jak w domu.
Gedko kilka razy na cztery oczy surowo napominał księcia o te zabawy nie zdrowe. Kaźmierz po każdém strofowaniu, które pokornie przyjmował, odwiedzin na czas jakiś poprzestawał, ale rychło powracał. Przestraszona Dorota używała wówczas wszelkich środków, Wichfried pomagał, zabiegała mu gdzieś drogę i ciągnęła do siebie.
Do księżnéj Heleny trafił téż ktoś i podszepnął jéj o wdowie, stawiąc niebezpieczeństwo jakie księciu od niéj groziło, rozpłakała się pani gorzko narzekając, ale ani mówić o tém mężowi, ani mu czynić wymówek nie śmiała, nie przyznając się że wie o tém.
Zabawiając się krótko, Kaźmierz więcéj męczył miłostkami, których się wstydził; a przed Wichfriedem zeznawał iż Doroty sercem nie miłował, tak jak swéj pierwszéj, że często w nim strach i obrzydzenie wzbudzała, przecie miała nad nim jakąś siłę szatańską, że choć się wzdrygał i opierał, nie mógł z nią zerwać. Jechał często