Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   90   —

jednała sobie coraz więcéj przyjaciół, a choć na nią wygadywano i do zamku o tém wieści trafiały, choć książe czasem długo od niéj stronił, zawsze go umiała na nowo ku sobie pociągnąć.
Nie potrzebowała nawet Wichfrieda do tego, choć ten jéj zawsze wiernie służył.
Kaźmierz niekiedy przelękły i zrażony, zarzekał się że noga jego w tym dworze nie postanie, wytrzymywał czas jakiś, potém, jakby zatęskniwszy, zboczył z drogi, zajechał wieczorem, zasiedział się pod noc, nie zważając że konie u wrót ludzie widzieli i dawał się wziąć znowu. Prawda że go tam zabawić i przyjąć umiano.
Wdowa, choć pierwsza jéj młodość już była przekwitła, wdzięki swe utrzymywała w świeżości a popisać się z niemi zręcznie potrafiła: mówiła, śpiewała, poszła w pląsy chętnie, rozochocała, upajała. A gdy sama nie mogła księcia rozbawić, miała w pomoc chorowody dziewcząt które powyuczała pieśni, skoków, swawoli, i im często występywać kazała.
Mówiono że stara Czechna, znana miastu wiedźma krakowska, do któréj wszystkie baby chodziły po radę w chorobach, w dolegliwościach wszelkich, w sprawach miłosnych i potrzebach tajemnych, wieczorem często się u wdowy zjawiała, przynosiła jéj zioła jakieś, poddawała bańki różne, szeptała, radziła i znaczne dary od niéj wyciągała.