Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 016.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   12   —

reza znowu obliczając ludzi, co dzień w dzień teraz musiał czynić, znalazł znowu ubytek w nich znaczny, a z resztą pozostałą w zatarg wszedłszy złajany i wyszczuty szyderstwy ujść od niéj musiał, przybiegł do Kietlicza strwożony i wściekły.
Kietlicz i tak już od dwóch dni potajemnie wozy swe słał do Budziszyna — nie będąc pewien czy się tu ostoi. Panu jednak nic donosić nie śmiał. Teraz już lub nigdy pora była się rozmówić.
Jedno tylko dodawało męztwa Serbowi, to że Mieszek go nie tracił. Jak był chmurny, milczący a spokojny tak pozostał, choć nie mógł nie wiedzieć co się działo około niego. Trwogi nie okazywał najmniejszéj.
Gdy Kietlicz wszedł doń, zmierzył go oczyma bystro.
— Miłościwy książę — odezwał się Serb — dłużéj już milczeć się mi nie godzi. Źle z nami, źle u nas! Ludzie nas odstępują. Biskup i ziemianie na gardła nasze nastają, wszystkich do siebie przeciągnęli. Źle z nami, uchodzą wszyscy a teraz już słyszę że Kaźmierza na nas prowadzą z siłą wielką.
Mieszek zbył go pogardliwem milczeniem.
Wytrzymawszy go u progu chwilę nie małą, nic na to nie odpowiedziawszy, począł pytać głosem ostrym a groźnym ile jeszcze Kietlicz miał ludzi? zkąd o zbliżaniu się Biskupa i księcia były wieści?