Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 179.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak Chrystusa na górze Oliwnej ogarnia trwoga wielka, albowiem nadchodzi godzina próby i męczeństwa.
Patrzcie na te znaki czasu! oto rodzice się wyrzekają dzieci, a dzieci wyłamują z pod błogosławionej władzy tych, co im dali życie. Na nasze suknie plwają ci, co nas nie znają... walą się kościoły... a podnoszą pod niebiosa domy rozpusty, pałace i domy tego rozumu i nauki, która pokory pozbawiona, ślepa wkrótce tylko siebie znać będzie... choć jej starsze siostrzyce wszystkie równie mądre, dziś prochem i śmieciem leżą w mogile.
Płaczcie, bo łzy te zdrowe są, a kto płacze ten nie bluźni...
Co znaczy strata jednego, choćby najdroższą perłę utracił, gdy tu cała ludzkość ewangelję straciła, którą im przyniósł Chrystus... Jesteśmy jak Izraelici na puszczy, modlimy się znowu złotemu cielcowi i cielcom żywym w purpurę poodziewanym.
Wyście stracili córkę?... a ludzie na długie wieki stracili światło i chodzić będą w ciemnościach, stracili wodzów, rozpędzili kapłanów i zaprowadzili równość między sobą, nie żeby siebie podnieśli, ale żeby wysoko stojących poniżyli, a pod pozorem swobody, ogłosili swawolę królową i ustanowili prawa, gdy najświętsze Boże z serc swych wygnali.
Mówicie, że córka odeszła od was dla wielkiej pani, co się jej losem zająć przyrzekła... a nie czuła tego, że ta co dziecię matce wydziera nic dobrego uczynić nie może, bo niema serca.
Wielkości nasze stały się wzorami zepsucia, wodzowie prowadzą do przepaści... Ubogi tłum łaknie bogactw co trują i jutro łupieżą się ich dopomni...