Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pturach, o elekcji, o ludziach którzy w tych ciężkich czasach na czele powiatów stawać mieli. Nie około hetmana, ale około słynnego w owych czasach, czynnego i przebiegłego Marcina Matuszewicza gromadziło się to koło improwizowane. Był to brat pułkownika, którego rogówka, drogo oceniona, taką to wywołała burzę.
Pan Marcin był zdawna przyjacielem domu strażnikostwa, tak jak niezliczonych innych rodzin, którym rozumem i stosunkami służył.
Tołoczko z największą trudnością wydobył go z za stołu, zaparł do kąta i gorąco, ale zwięźle opowiedział mu wypadek cały.
Ażeby się ująć za sposponowaną strażnikówną, Matuszewicz nie potrzebował zachęty ani prośby. Posłyszawszy jak stały rzeczy, skoczył szukając czapki.
Nie miał on nabożeństwa do księżnej i może mu na rękę było z nią się rozprawić. Pobiegł do niej.
Hetmanowa, która jeszcze gniewu nie wydychała, domyśliwszy się o co szło, przyjąć go niechciała. Począł tak hałasować w przedpokoju, że mu drzwi otworzyć musiano.
Z Matuszewiczem sprawę odrazu za przegraną było można uważać.
— Przychodzę do W. K. Mości, odezwał się w interesie mojej przyjaciółki pani strażnikowej, która córkę swą powierzyła opiece W. K. Mości. Co zaszło, w to nie wchodzę, ale szlacheckiego dziecka tak na furce z parobczakiem do domu odesłać, nie godzi się. W. K. Mość masz zapewne więcej przyjaciół niż sobie niechętnych, ale ich sobie przyczynić w tej chwili, nie byłoby politycznem.