Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 170.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

włosy rozplątywać, narzuciła tylko chustkę na nie i pobiegła do hetmanowej.
Księżna siedziała w fotelu, papiery mając przed sobą, a w progu faktora Chaimka, eleganta w nowiuteńkiej jarmułce. Zobaczywszy wpadającą tak obcesowo Lewandowską, zmarszczyła się.
— Pilny, bardzo pilny interes! — zawołała łowczanka. — Chaimek pochodzi po kurytarzu.
Faktor czemprędzej zniknął za drzwiami.
— Panna Aniela tylko co wyszła odemnie — poczęła Lewandowska. — Prosiła, abym oświadczyła księżnie, iż nie jedzie do Białegostoku, ale prosi o konie i powraca do matki.
Księżna się tak mało spodziewała czegoś podobnego, iż zrazu zdawała się nie rozumieć.
— Słowo daję, wraca do matki — powtórzyła łowczanka.
Gniew przebiegł po twarzy pięknej pani, usta już rozpoczynały coś bełkotać bez namysłu, ale po małej rozwadze, krzyknęła podniesionym głosem:
— Bardzo dobrze, niech ją sobie wywiozą. Rada jestem, że się zbędę tego ciężaru z głowy. Powiedz, dysponuj, niech ją fornal który na sanie wsadzi i uwolni mnie od tej nieprzyjemnej załogi. Proszę cię, poślij po Tołoczkę.
Księżna, chociaż zaręczała, że rada jest pozbyć się tego ciężaru, przez czas jakiś siedziała pomięszana, nie powołała nawet Chaimka, który marznął w kurytarzu.
Lewandowska tymczasem dwóch lokajów wyprawiła w dwa przeciwne końce po Tołoczkę, spodziewając się, że jeden z nich go gdzieś wyszuka.