Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ki, księżna, która tyle jej obiecywała, znajdowała za drogą tę którą stręczono.
Jeżeli tak mały wydatek ją zrażał, jakichże się dobrodziejstw spodziewać było można??
Myśli te i z niemi pokrewne tak oprymowały pannę, że ani się spostrzegła, gdy prześpiewano suplikacje i dwór cały począł wychodzić zabierając się do powozów, aby na zamek powrócić.
Przechodząc rzuciła okiem ku ławce matki, ale ta już była próżną. Strażnikowa wyszła wcześniej.
Gniewna i nadąsana ciągle, panna Aniela przez cały dzień tak unikała Tołoczki, że mu z sobą mówić nie dała i bardzo wcześnie wróciła do swego pokoiku.
Tu się jej na łzy zebrało, a w sercu towarzyszył im gniew ku wszystkim taki, iż się uspokoić nie mogła.
Z rozmowy przy stole i z tego co mówiła służba, dowiedziała się, że wyjazd do Białegostoku naznaczony był na wtorek. Zostawał tylko poniedziałek, a o rogówce mowy nie było.
Tego już było zanadto!!
Nad rankiem, nie mogąc zasnąć, panna Aniela usiadła na łóżku, podparła się na łokciu, otarła oczy, dumała długo, zmarszczyła brwi groźnie... i powziąwszy jakieś postanowienie, nagle rzuciła się na poduszki.
Sen jakby na to czekał, powieki jej zamknął i nie obudziła się już, aż na śniadanie wołać poczęto.
Ubrała się z pośpiechem wielkim i zbiegła na dół do salki, w której się hetmanową spotkać spodziewała.
W istocie siedziała ona tu jeszcze, po wypiciu cze-