Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 165.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

konać. Miała już pewne wskazówki, oznaki pewne, iż nie była mu całkiem obojętną.
Wojewodzicową Mścisławską oczernić, i zachęcić ku niej, bardzo było łatwo, gdyż nikt mniej nad nią nie dbał o dobrą sławę. Niepodobieństwem było, aby stolnik nie wiedział o tem, o czem mówił świat cały.
Sprawa więc panny Anieli i pana rotmistrza Tołoczki schodziła na plan drugi... Przeciągnięcie odbierało jej urok. Gdy panna łowczanka Lewandowska sprobowała potem zagadnąć ją o to, ofuknęła się niecierpliwie.
— A! dajcież wy mi pokój z tą strażnikówną! Już mi ona kością stoi w gardle. Żal tylko Tołoczki, ale kto mu winien, że sobie miłość do niej uroił?...
Lewandowska przeciągnąć o tem rozmowy nie śmiała.
Do obiadu przyszedł Tołoczko z miną obudzającą politowanie, milczący i smutny jak noc. Pokazała się panna Aniela dumna, kwaśna, milcząca także i ciągle to rumieniąca się, to bledniejąca. Nie tknęła obiadu.
Hetmanowa zapytała ją, czy nie chora.
— Nie, ale apetytu niemam.
Ktoś zażartował, że odzyska go po powrocie z Białegostoku.
— A? — przerwał hetman usłyszawszy to — kiedyż jedziemy do hetmana?
Księżna chwileczkę się zadumała.
— W początku przyszłego tygodnia — była odpowiedź.
— Ja także towarzyszyć będę — dokończył Sapieha.
Panna Aniela słuchała i musiała liczyć dni. Była