Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest do zrobienia — dodała panna — to chyba dostać inną rogówkę.
— Gdzie? zkąd? — zawołał rotmistrz — to wprost niepodobieństwo.
Tołoczko, tak był znękany, że Łowczance żal go się zrobiło.
— Nie desperuj — rzekła — księżna chce na swojem postawić, przeciwko Koiszewskiej... więc jakoś się to złoży. Miej cierpliwość i trzymaj się w gotowości.
Tołoczko ucałował jej ręce, zaklął na wszystko, poszedł.
U hetmana rada była właśnie, do której go potrzebowano, wino stało na stole, wychylił spory kielich i trochę mu się lżej na sercu zrobiło. Kraj cały był w takim ruchu niespokojnym, obawie najścia wojsk Imperatorowej, o których kanclerz mówił otwarcie, iż dla zapewnienia ładu i spokoju były potrzebne, tak się wydawała groźną, z powodu prowiantów, których im trzeba było dostarczać, że w ciągu dnia, godzina nie przeszła, żeby hetman, albo odwiedzin nie miał, lub listu nie odebrał.
Hetmanowie wojska ściągali. Możniejsze domy dopełniały swe milicje. Zbrojono się jak do nadchodzącej wojny domowej. Z obu stron zawczasu sposobiono się do konfederacji. Przezorniejsi z góry już prorokowali, że Czartoryscy, poparci przez Cesarzowę, wezmą górę i ich kandydat na tronie osiądzie.
Oburzało to wojewodę Kijowskiego i hetmana Branickiego, którzy też pewne na korony mieli widoki.
Jeżeli mógł ją posiąść Wiśniowiecki lub Sobieski, czemuż nie mieli oni.
Za kurfirstem Saskim, mało co, albo nic nie prze-