Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pani hetmanowa — zniżając głos poczęła Łowczanka — tak już jest znudzoną, tak zniecierpliwioną, że się lękam, aby w końcu... nie porzuciła wszystkiego.
— A! pani! — wtrącił rotmistrz.
— Nie bój się pan — śmiejąc się, dodała Lewandowska — na to poradzimy. Najgorsza rzecz, że nie wiedzieć, gdzie rogówek szukać. Ze swojej garderoby nie może pani żadnej dać, a...
— Dwie jest na sprzedaż po półkownikowej Matuszewiczowej, ja sam je targować jeździłem.
— Ja o tem wiem przecie — dodała panna Lewandowska — ale ceny są niesłychane. Rogówki używane.
— Tak jak nowe, oglądałem je.
— Pan się na tem nie znasz, ja wiem nawet obu rogówek metryki — mówiła panna. — Rogówki są używane, a ceny szalone.
— Choćby przyszło jedną przepłacić... — podszepnął rotmistrz.
— Niech Bóg uchowa! — krzyknęła Lewandowska. — Księżna nie cierpi, gdy ją chcą eksploatować. Nie da grosza złamanego nad wartość.
— Ja bym później dopłacił — rzekł Tołoczko.
— Pan byś później dopłacił, a tu teraz zaraz trzeba zapłacić kilkadziesiąt dukatów... Księżna się zaklęła, że nie da tyle.
Załamał ręce Tołoczko.
— Cóż się stanie.
— Nie wiem, ale mogę zaręczyć, że ceny, jakiej żądają, hetmanowa nie zapłaci.
— Choć płacz! — zawołał rotmistrz.