Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 152.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Brühla, jakby się spodziewali, że go zobaczą wkrótce wiezionego na ten Königstein, w którym on więził nieprzyjaciół.
Brama pałacu stała zamknięta, straż jej nawet usunęła się wewnątrz, żywej duszy nie było w oknach, a zapuszczone firanki, nic widzieć nie dozwalały.
Tołoczko napróżno szukał sposobu jakiegoś, przyśpieszenia pod Trębacza.
Wszystkie powozy były przejmowane, wszystkie lektyki w ruchu.
W ulicach, miejscami pustych, gdzieniegdzie zbierały się gromadki i żywo rozprawiały, poruszając rękoma. Z Zabiełłą rozstawszy się u wrót, rotmistrz musiał pieszo wyruszyć do gospody.
Na drodze spotkał również przyśpieszającego Żmigrodzkiego.
— A cóż? — zawołał zdala, poznawszy go towarzysz podróży — i ja i wy naprożnośmy do Drezna tak śpieszyli, przybyliśmy post factum i niema tu co robić.
— Ja dziś lub jutro do domu, na miłego Boga — zawołał Tołoczko — tylem tylko zyskał, żem na moje oczy widział króla umierającego, a obrazu tego, póki życia nie zapomnę. A wy kiedy w drogę?
— Byle konie, choć natychmiast — odezwał się Żmigrodzki. — Na pogrzeb obowiązku nie mamy czekać, a u nas będzie co robić, bo się bezkrólewie gotuje, jakiego dawno nie bywało.
— Tu się spodziewają pono kalekę nam dać na następcę po ojcu — rzekł rotmistrz. — Słyszałem o tem wczoraj.
— Mieliśmy dwóch i nie kaleków — przerwał Żmi-