Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielkie i straszne rzeczy. Kaptur będzie burzliwy, a kto przemoże na nim, ten króla da. Czartoryscy, ani chybi, uproszą sobie pomoc Imperatorowej. Musimy swoich i przyjaciół naszych bronić interesów. Dziś mi nie o Starostwie myśleć, które przepadło, ale o przyszłej Elekcji.
— Ale ja też — odparł szambelan — muszę do swoich. W Dreźnie się moja służba skończyła. Pospieszę też za wami. Kiedy jechać myślicie?
— Dziś, zaraz, w nocy, lub najdalej jutro — zawołał rotmistrz.
— Widzieliście Brühla? — spytał Zabiełło — dziwię się, że przeżył tę chwilę... znienawidzony przez wszystkich... może się spodziewać takiego bezprzykładnego upadku, jak była bezprzykładną jego dyktatura.
— Obwiniliby ojca, gdyby go prześladowali — rzekł Tołoczko.
— Weźmie truciznę — zawołał Zabiełło — i wszystko się skończy tem, że mu majętności skonfiskują. Żal mi syna, bo lepszym był od ojca.
Okrywszy się płaszczami, oba rozmawiając po cichu, usiłowali się wydostać z zamku. Tłum ludzi zapełniał podwórze, wschody i przyległą ulicę, od strony kościoła, którego dzwony wszystkie głosiły już śmierć króla. Powozy, lektyki, konni, piesi przybywali i odpływali w różnych kierunkach. Niektórzy ze sług zmarłego, płakali po kątach.
W gromadkach, na ulicy, opowiadano sobie zmyślone śmierci szczegóły...
Powszechny odgłos był, iż króla siedzącego u stołu, apopleksja raziła...
Ciekawi jacyś szli i stawali naprzeciw pałacu