Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie tknął nikt jeszcze zwłok, gdy wśród szmeru modlitw rozpoczętych dał się słyszeć brzęk kluczów...
Elektorowa blada, z wyrazem jakiegoś przestrachu na twarzy, w zastępstwie męża, który kaleką będąc ruszyć się nie mógł, i nie był przy śmierci ojca, zamykała szuflady i szafy, wołała aby jej znoszono klucze, rękami drżącemi zagarniała porozsypywane papiery... przewidując, że cośby ukryć przed nią chciano.
Na widok tego gospodarstwa przy trupie nieostygłym jeszcze, twarz ks. kurlandskiego przybrała wyraz sromu i wstrętu.
Wtem wzrok elektorowej padł na skamieniałego jeszcze Brühla, zatrzymała się pytając oczyma, czego tu stał jeszcze, jak śmiał urągać się swoją przytomnością tym, co z jego więzów zostali oswobodzeni.
Z tłumu wysunęła się jakaś ręka koścista, pożółkłą skórą okryta i dotknęła ministra. Drgnął jakby elektryczną iskrą zbudzony, poruszył się... zakrył oczy dłońmi, ale iść nie mógł... Na znak dany przez elektorową jeden z szambelanów ujął go za ramię i wyprowadził.
Tołoczko zdala całej tej tragedji się przypatrywał i trzeba mu oddać tę sprawiedliwość, zapomniał o sobie patrząc na nią.
Dopiero Zabiełło ks. Kunegundę oddawszy na ręce jej kobiet, i powróciwszy nazad, bo sobie przypomniał rotmistrza, ściągnął go z tego miejsca, które zajął, nie dobrze świadom tego co czynił.
Tołoczko odmówił Anioł Pański za duszę nieboszczyka i odszedł pogrążony w myślach smutnych.
— Niemam ja tu już co robić — odezwał się do Zabiełły. Trzeba spieszyć do domu, bo tam się gotują