Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dmego tego miesiąca mieliśmy jego sześćdziesiąt siódme urodziny obchodzić daj Boże, aby ich dożył!
— Nieszczęśliwa ta dola moja! — zamruczał Tołołoczko, — Ha! dziej się wola Boża.
Schwycił za rękę Zabiełłę.
— Mój szambelanie — dodał — pozwól, żebym ja tu pozostał, prędzej się dowiem, co mnie czeka. Lecz, co tu mówić o sobie? kiedy nie wiadomo co się z krajem stanie.
— Jeżeli chcesz — rzekł szambelan, biorąc już za klamkę — zostań tu. Jesteś o kilka kroków od sypialni króla, co się stanie, dam ci znać.
To mówiąc, wybiegł z wielkim pośpiechem.
Korytarz zamkowy, pełen już był nadbiegających zewsząd członków królewskiej rodziny, duchowieństwa, urzędników, lekarzy.
Nikt nie zwracał uwagi na rotmistrza, który chcąc się lepiej przypatrzeć i przysłuchać, co się działo, pozostał przyparty do ściany, na przesmyku, którędy biegli przestraszeni słudzy i dworacy.
Na twarzach wchodzących i wychodzących, czytać było można, jak położenie groźnem się stało.
Mówiono głośno. Lekarze na zapytanie o zdrowie króla, odpowiadali otwarcie.
— Król żyć nie będzie, jest bardzo źle. Nikt z nas niema najmniejszej nadziei. Krew puszczą mu jeszcze.
Brühl, który wczasie zmiany zaszłej nagle w stanie zdrowia króla Augusta, nie był na zamku, dopiero w godzinę może później, przyniesiony został w lektyce.