Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czasu trochę upłynęło, nim szambelan powrócił i zawołał o przekąskę.
— Króla widzieliście? — spytał rotmistrz.
— A jakże! zagadnął mnie nawet o tem, iż słyszał o kilku ichmościach przybyłych z Polski, a jam mu was wymienił.
Rozśmiał się Buńczuczny.
— Nie wiele się z tego nauczył, bo mnie jako żywo nie zna, tak jak większej części swych wiernych poddanych. Jakże się dziś ma? — dodał Tołoczko.
— Zdrów, tylko nogi podobno w kaplicy przeziębił, a ma zasłużoną pedogrę w nich — odparł szambelan. — Pedogra dopóki w nogach, póty człowiek zdrów, gdy pomaszeruje do głowy i piersi, niema ratunku. Kazali mu się panowie doktorzy w łóżko położyć, aby się odgrzał. Siądzie potem do obiadu, o swej porze i zje dobrze, bo na popis może wystąpić z apetytem. Je i pije co się zowie.
— Daj Boże na zdrowie — wtrącił Tołoczko.
Nie długo zabawiwszy Zabiełło, wysunął się dla służby, a rotmistrz wygodne sobie krzesło, skórą obite znalazłszy, zanurzył się w niem i myślach o pannie Anieli.
Szambelana, który miał natychmiast wrócić, nie było pół godziny, upłynęła godzina, nie doczekał się go rotmistrz. Zbliżało się południe.
Aprehensyi ztąd jednak żadnej nie powziął Tołoczko, sądził że Zabiełłę służba przy królu zatrzymała, lub chęć dowiedzenia się o czemś, dla usłużenia jemu.
Jednakże, w korytarzach jakaś bieganina, ruch