Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się drzemać. Słuchał jednak i mszy i modlitw po niej następujących, klęcząc pobożnie i modląc się... dopiero gdy mu przyszło wstać do pocałowania pateny, ludzie pomagać i pod ręce go wziąść musieli, ale Zabiełło zwyczajem to tłómaczył.
Nie wiedzieć z jakiej przyczyny, rotmistrz ciekawie się wpatrując w N. Pana, znalazł go smutnym i sam doznał przykrego wrażenia.
Zabiełło, który mu towarzyszył, a miał tego dnia służbę i pokój dla siebie na zamku, zaprowadził go z sobą.
Nie spodziewał się Tołoczko, aby dnia tego mógł dostać wiadomość pomyślną od Brühla, ale chciał pilnować się, aby czasu nie tracić. Zbliżenie się więc do osoby króla, do szambelana, który mógł mieć o podpisaniu papierów wiadomości, bardzo mu było na rękę. Zabiełło też śniadanko swe, z królewskiej kuchni, rad był podzielić z przyjacielem.
Za orszakiem dosyć licznym dworaków, towarzyszących N. Panu, udali się na zamek, w którym Brühl już na niego oczekiwał.
Zabiełło odprowadził Tołoczkę do pokoju.
Kazał śniadanie rychło podawać, bo miał zawsze wilczy apetyt, a sam się poszedł stawić na chwilę na pokoje.
— Król przekąsi coś pewnie i siądzie z fajką słuchać, co mu Brühl na ten dzień przyniesie, a ja będę mógł do was powrócić.
Siadł tedy Tołoczko u okna i przypatrując się ruchowi nader ożywionemu, na podwórzach zamkowych, spokojnie na przyjaciela oczekiwał.