Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 139.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kolownicę dowiedzą, ty powinieneś mieć w kieszeni list królewski.
— A któż go zapieczętuje? — westchnął rotmistrz.
— To moja rzecz — dodał Sapieha — przywieź tylko.
— Mam zaraz jechać? — przerwał Tołoczko.
— Mówiłem ci, dziś na noc jeszcze, ale nikt wiedzieć nie powinien dokąd i po co. Gdy powrócisz starostą i kredyt się znajdzie i wszystko pójdzie jak po maśle, a nawet strażnikowa zmięknie.
Pożegnaj-że bohdankę twą, księżnie podziękuj, bo jej winieneś najsilniejszą instancję i w imię Boże.
Wdzięczności Tołoczki opisać niepodobna, zdawało mu się że litościwe nieba, kładły koniec jego cierpieniom.
Wszystko się teraz składało dobrze i łatwo. Żmigrodzki rotmistrz jechał do Drezna i ofiarował się podróż tę odbyć z Tołoczką.
Z wieczora jeszcze tegoż dnia, otrzymał audiencję u księżnej, nie mogąc wyjechać nie podziękowawszy. Księżna kazała przywołać pannę Anielę do swego pokoju, aby rotmistrz i jej rączki mógł ucałować, dała mu notatkę sprawunków w Dreźnie, zapomniawszy dać pieniędzy na nie... i Tołoczko mógł wyjechać natychmiast, bo na porękę Żmigrodzkiego, żyd Aron Białostocki dał mu oberżniętych sto dukatów. Rotmistrz się zobowiązał wypłacić je za trzy miesiące z przyrostem tylko pięćdziesięciu. Ale żeniąc się kto zważa na takie bagatele.
I to też do pomyślnego składu okoliczności zaliczyć można, iż do podróży dostał takiego nieoszacowanego towarzysza, jakim był Żmigrodzki, sławny jowialista, oczaj-dusza, człowiek serca szerokiego, ko-