Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na odjezdnem Bujwid polecając się łaskawym względom strażnikowej, zapewnił ją, że czekać gotów mając szczere przywiązanie do panny, którą o niem przekonać się spodziewał.
Szklarska pozostała ze strażnikową, choć dla niej siedzenie na miejscu, skazanej na spoczynek, na zabawianie strażnikowej i proboszcza, który przyjeżdzał czasami, było wielką męczarnią. Nudziła się strasznie, choć miała robotę zawsze jakąś w rękach.
Drugiego tygodnia wytrzymać nie mogąc, wtrąciła nawiasem, że może by nie szkodziło, gdyby ona od siebie, pojechała do Wysokiego zobaczyć się z Anielą.
Strażnikowa, której dokuczyło to, że nic o córce nie wiedziała, mało co się zawahawszy zgodziła się na to.
— Dałabym ci konie i moję bryczką na pasach — rzekła — ale poznają i pomyślą, że jesteś przysłaną przezemnie, a to by było niedobrze.
Postarano się więc o konie i woźnicę, a powóz proboszcz dostarczył.
W doskonałem usposobieniu panna Szklarska pojechała do Wysokiego.
Nie było już trudności z wpuszczeniem do strażnikównej, która zobaczywszy ją z wykrzykiem radosnym pobiegła uściskać.
— Widzisz ty, niewdzięczna jakaś — odezwała się Szklarska — ja umyślnie jadąc do pani Dzierżanowskiej, zajechałam do ciebie. Co u ciebie słychać.
Zadumała się Aniela.
— Hetmanowa przygotowuje się do zaręczyn i wesela — odpowiedziała — ale z tą moją wyprawą... Wystaw sobie, matka mi nic wydać nie chce, ja nie mam