Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szklarska śmiejąc się przerwała.
— Marszałek jesteś niebezpiecznym, tak umiesz kombinować wszystko bacznie. Te dystynkcje między wyprawą a garderobą.
Gliński z widocznem zaspokojeniem miłości własnej się uśmiechnął.
— Służę już moim braciom, szlachcie lat tyle radą i doświadczeniem, żem się wiele nauczył — dodał z uprzejmym zwrotem do starej panny. — Gdy asindźka będziesz miała iść za mąż, proszę mnie zawezwać do pisania intercyzy!
— O! o! dziękuję, ja za mąż wcale iść nie myślę — rzekła Szklarska — ale gdy testament przyjdzie układać, pewnie go będę fatygowała.
Tak skończyła się konferencja, z której opuchła strażnikowa wyszła spokojniejszą.
Wielki nawet żal do córki, ustąpił politowaniu, nad tą ofiarą przewrotności magnatów.
Wszystkich swych gości strażnikowa zatrzymała potem na wieczerzę i rozmowy weselej już się toczyły o rzeczach obojętnych, tylko że wszyscy do hetmanowej mieli żal za Koiszewską i za jej dumne obchodzenie się ze szlachtą, opowiadano o niej różne historje, nie pozostawując poczciwej nitki.
— Gdyby nie mój proces — tłumaczyła się Koiszewska — córki bym tam nie dała... albo ją dawno odebrała, ale my biedna szlachta z życiem i mieniem na ich łasce, bo oni panują w Trybunałach, oni na sejmach, oni u boku króla, oni sami wszędzie, a nasi pp. posłowie na sejm im jadą służyć.
Królewską moc objęli zupełnie, pod pozorem wolności, ale w istocie żeby sami panowali.