Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ze złymi, przewrotnymi ludźmi mając do czynienia, polityk musi odgadywać złe myśli i czasem, aby zapobiedz nieszczęściu, sam się postawić w dwuznacznem położeniu.
Tego Steinheil, otwarty do zbytku, weredyk, apostoł prawdy nie umiał nigdy. Najzacniejszy z ludzi, ale najmniej użyteczny.
We Frankfurcie na swojem miejscu, ale na dworze, w ministerjum, którego byłby godnym... a jabym go tak rad w niem widział, byłby szkodliwym nam i sobie! Jaka to szkoda! Ja go tak kocham...
— Poczciwy Brühl — odezwał się król rozczulony — ty masz rozum i baczność na wszystko.
Brühl stał chwilę, wpatrując się w królewskie oblicze.
— Jak się W. Kr. Mość dzisiaj czuje? — zapytał.
— Nie źle — odparł August.
— Trzeba się oszczędzać — dołożył minister — a nadewszystko porządku życia nie zmieniać.
Ja się obawiam o tę ranną przejażdżkę do Bażantarni i to jeszcze w towarzystwie tego najzacniejszego Steinheila, który ma dar karmienia i pojenia goryczą.
Król spojrzał zdumiony tem, że odgadnięto rozmowę.
— Dla tego — dodał minister — jeżeli byś W. Kr. Mość, życzył sobie widzieć się i mówić z Steinheilem, jako antidotum mieć trzeba kogoś, coby był obdarzonym weselszym poglądem na rzeczy. Ale jabym był tego zdania — dodał — abyś W. Kr. Mość nie zaraz przynajmniej kazał go zawołać. Ja sam tego do-