Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiem, że ma nieprzyjaciół, ale heroicznie znosi pociski, które na niego miotają. Co za człowiek!
Steinheil, nie odważył się już nic powiedzieć więcej.
Król, jakby czuł potrzebę wywnętrzenia się, ciągnął dalej.
— Nie mogło być inaczej, a gdyby inaczej było, to nierównie chyba gorzej. Wystaw sobie, pałac mu zburzyli,.. te piękne sale, tę biliotekę, te obrazy... czego nie pochował, to wszystko zniszczono... przez zemstę nad nim... bo on mnie ocalił! on!
— Ocalił! — wyrwało się Steinheilowi.
— Bez niego byłoby tysiąc razy gorzej — ciągnął dalej król. — Na zamku prawda, nie tknęli nic, tylko to archiwum.
— A! wiem o archiwum — zawołał rezydent — bom słysząc co zaszło z królową, omało nie umarł z bólu i wstydu.
August pobladł jak ściana.
— Archiwum i królowa? — zapytał — ale cóż wspólnego ma nieboszczka święta pani z archiwum?
— N. Pan nie wiesz?
— Ja? nie — odparł król.
— Aleś wiedzieć powinien — odezwał się Steinheil. — Królowa przeczuwała, że do archiwum dostać się zechcą. Leżała chora, kazała się podnieść, prowadzić i wziąwszy klucze, siadła we drzwiach archiwum, aby nie dopuścić łupieży.
Blednął i czerwienił się król. Wargi mu drżały.
— Nie pomogło to nic — dokończył rezydent — kazano żołnierzom ująć królowę i opierającą się, krzy-