Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zamiast się jej ulitować, do najwyższego stopnia tym wyrzutem została dotkniętą.
— A! moja panno Anielo — zawołała — nie czyńże się tak nieszczęśliwą! Patrząc na ciebie, możnaby sądzić, że ja jestem tyranem... i że wam bardzo źle u mnie.
— Niech księżna wierzy — odparła strażnikówna — że ja łaskę jej dla mnie ocenić umiem, ale tak jestem nieszczęśliwą.
Sapieżyna ruszyła ramionami.
— A ja waćpannie dobrą wiadomość zwiastuję — uśmiechając się dodała opiekunka. — Matka waćpannie grozi, że ją wydziedziczy, otóż choćby chciała, uczynić tego nie może, bo połowa majątku należy do nieboszczyka ojca jej, i na niej matka ma tylko dożywocie.
Aniela rumieniąc się pocałowała ją w rękę, ale zabolało ją to, że matce zarzut taki czyniono.., że się musiała niemal wstydzić za nią.
Napisała zaraz tegoż dnia do Szklarskiej, że ją zaklina aby się widzieć mogła. Na list ten długo musiała czekać odpowiedzi i nie przyszła ona wcale, ale powołana przyjaciółka przybyła sama.
Nie czyniono jej trudności z wpuszczeniem do Anieli, która z rozdrażnienia nerwowego, powitała ją łzami.
— Moja droga przyjaciółko — rzekła na wstępie. — Wiesz całą moją tę historją nieszczęśliwą. Matka mi zagroziła wydziedziczeniem. Rozeszło się to już po świecie. Nie powiem, ażeby miło mi było chodzić z tem piętnem złego dziecka na czole, jako odepchnięta przez własną matkę, ale nie mnie jedną z tej okazji