Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieniwszy, zapytała go czy wie, z jaką wiadomością tu Bujwid przyjechał.
Tołoczko oświadczył, że nie wiedział o niczem.
Opowiedziała mu panna Aniela, co przywiózł.
Rotmistrz słuchając głową potrząsł.
— Jakże to panna strażnikówna nie zmiarkowała, że jego tu wysłano umyślnie z postrachem, bo to nic innego nie jest jak straszenie panny Anieli i mnie.
Co się mnie tknie, ja sobie z tego nie czynię nic. Zechce pani strażnikowa wydziedziczyć, wola jej, ja na posag i pieniądze nie polowałem... a da Bóg żyć, znajdziemy się czem sustentować i bez posagu. Mogłaby panna Aniela i jednej koszuli nie mieć, zawsze bóstwem dla mnie będzie.
Oświadczenie to wywołało z powodu koszuli, rumieniec na twarzy panny, którą Tołoczko w rumianą (bo niezbyt białą) rączkę pulchną z paluszkami krótkiemi, pocałował dodając.
— Jawna rzecz, że to nowy sposób rozerwania tego związku, który jest życia mojego jedynym celem. Niech panna Aniela będzie spokojną. To są strachy na lachy.
Tołoczko tymczasem jakiś czas wypoczywał w Białymstoku, zarówno z innemi ciągle starając się między panią hetmanową Branicką, a panem hetmanem tak ekwilibrować, iżby się każdemu z małżonków zdawać mogło, że jemu jest oddany.
Wszyscy przyjaciele domu to jest wybornego i wesołego życia w rezydencji hetmana, doskonale wiedzieli jaki jest stosunek dwojga państwa, żyjących z sobą, obok siebie, ale jakby się wcale nie znali.
Hetman z francuzką grzecznością przychodził od-