Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

adoptować małą Skrzyńskę, krewnę swą, a o niewdzięcznej zapomnieć.
— Strażnikowo, dobrodziejko, nie czyń tego, zlituj się. Ja mam w Bogu nadzieję, że wszystko się zmieni.
Panna Aniela z hetmanową raz wraz jeżdżą do Białegostoku i tam przesiadują, ja też u hetmana i generała Mokronowskiego mam zachowanie, pojadę i ja. Będę na złość Tołoczce przysiadał się do panny... coś mi mówi, że ja sobie dam radę.
Koiszewska nie odciągała go od tego przedsięwzięcia, zostawiła mu swobodę postąpić, jak sobie życzył i Bujwid wystrojony po polsku, ale nadzwyczaj elegancko, zjawił się jednego dnia na pokojach, właśnie gdy wczoraj przybyła księżna Sapieżyna z Anielą występowały.
Przestraszyła się nieco panna, ale nie straciła całkiem odwagi i gdy starosta pogorzelski przystąpił do niej z komplementem, przywitała go z powagą.
— Bardzom szczęśliwy, że ja tu pannę strażnikównę spotykam — rzekł Bujwid — frasowałem się właśnie o to gdzie mam jej szukać, aby przeprosić.
— Za co? — spytała zdumiona panna.
— Za to, żem obciął tak haniebnie bohdanka jej, bo to całemu światu wiadomo, że pani hetmanowa ją wydaje za Tołoczkę. Jam temu nie winien, sam mi w oczy wlazł i guza szukał. On mnie też płatnął w ramię, że przez kilka tygodni cyrulika musiałem trzymać i plastrami się okładać. Ramię moje się zrosło, ale jemu palce żeby odrosnąć mogły to wątpię. Mańkutem się musi uczynić, aby pannie służyć.
Panna Aniela słuchała ze spuszczonemi oczyma,