Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 087.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to łaską będzie, jeżeli mi sobie w czem usłużyć pozwolisz.
— Mam pod moją opieką dwoje ludzi, którzy się kochają — ciągnęła dalej, chcą się połączyć, chcą sobie miłość poprzysiądz... ale matka barbarzyńska staje im na przeszkodzie. Dasz im ślub.
— Z największą przyjemnością, z rozkoszą — odparł francuz — choćby mnie miał Loci ordinarius wsadzić do domu demeritów na rekollekcje.
— Ale do tego nie przyjdzie, matka po ślubie da się przebłagać.
— Jestem na rozkazy W. Ks. Mości — dodał kanonik.
— Mam wasze słowo? — zapytała księżna z uśmiechem.
— Jak najuroczystsze — potwierdził kanonik. — Chrystus zabronił przysięgać nienawiści, ale miłości przysięgę utwierdzać zalecił. Mogę wiedzieć kogo błogosławić będę?
— A! to są osoby do naszego należące dworu — odparła od niechcenia księżna. — Jeus obscurz, hałasu z tego nie będzie wielkiego.
— Młodzi? — zapytał kanonik.
— Ona młoda, on człowiek dojrzały — mówiła hetmanowa.
Rozmowa po kilku jeszcze zamienionych z obu stron komplementach, na tem się skończyła. Kanonik tylko zawarował sobie, aby jedna z osób, którym ślub miał dawać, zasiedziała parafję w Białymstoku.
Hetmanowa więc uspokojona, przy pierwszem widzeniu się z Tołoczką, umiała to tak łatwo wyrobione przyrzeczenie wystawić mu jako uzyskane z nad-