Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 082.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

posag. To hołysz ten Tołoczko, w długach po uszy. Księżna nie chce mu nic dać z kieszeni, płaci z cudzej, nie wiem za jakie posługi.
— Ja ci przywożę od matki zapewnienie, że Bujwida ci nie narzuci, ale musisz powrócić.
Milczała panna Aniela.
— Zlituj się, moja Anielko, nie rób tego co cię w oczach ludzi potępi. Matka ma swe prawa!
— Co ci ten Tołoczko tak bardzo miły. To człowiek już nie młody, majątku niema.
Wtem Aniela przerwała gwałtownie.
— Wiem, wiem, że na niego potwarze rzucają, ale ja im nie wierzę... darmo mi ich nie powtarzaj. Dałam mu słowo i dotrzymam.
Szklarska ręce załamała.
— Bój się Boga, ależ to bunt!
— Matka mnie nie dla mojego szczęścia chce dać za Bujwida, ale dla tego, że on się jej podobał. Ja go nie cierpię.
— Ja się też w nim nie kocham, wierz mi — zawołała Szklarska — parobek jest, i tyle. Nie sądź jednak aby matka się upierała, mam jej najuroczystsze zapewnienie, że zmuszać nie będzie. Nie chcesz go, nie wyda cię za niego.
— Moja Szklarsiu — słodko, zmieniając ton poczęła prawie błagająco Strażnikówna. — Kochałaś, mnie miałaś litość nademną, nie przyprowadzaj mnie do rozpaczy.
— Ja tylko z Tołoczką mogę być szczęśliwą. Każdy ma swoje upodobania i gusta... ja potrzebuję żyć na świecie, na wielkim świecie. Śmiej się ze mnie, ale wolę nie żyć jak gnić na wsi. Tołoczko to rzecz