Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest niewdzięczną, mogę powiedzieć, zajęłam się losem jej córki, którą pokochałam... i muszę za to znosić nieprzyjemności.
— Pani strażnikowa bardzo księżnie pani jest wdzięczną, umie łaskę jej ocenić, ale chce sama nad swem dzieckiem czuwać.
Hetmanowa usta zagryzła.
— Nie puszczę panny Anieli, chybaby ona sama tego zażądała — rzekła po namyśle. — Możesz się pani widzieć z nią i przekonać, że ja jej gwałtu nie zadaję, owszem od niego bronię.
Na tem księżna Sapieżyna skończyła, dumnie odprawiwszy Szklarską, która też niezmięszana pożegnała ją, ledwie głową skinąwszy.
W chwilę potem zaproszono przybyłego posła do panny Anieli. Tu już było wszystko przygotowanem na przyjęcie. Okna zapuszczono firankami, przy łóżeczku poustawiano flaszki od lekarstw, Aniela na pół ubrana, leżała sparta na poduszkach.
Zostawiono je same, ale Aniela wiedziała, że księżna nieochybnie będzie podsłuchiwała. Szklarska wpadła ze zwykłą swą gwałtownością i uściskawszy strażnikównę, zgóry wpadła na nią.
— Jak ty możesz rodzonej matce odmawiać posłuszeństwa? — krzyknęła. — Strażnikowa chora, narzeka na ciebie... jedź, zmiłuj się, ja przybyłam po ciebie, gotowam czekać do jutra.
— Ale i ja jestem chora! — odparła Aniela.
Szklarska śmiechem parsknęła.
— Chora jesteś na upór, Anielko — zawołała. — Tołoczko i ta twoja protektorka księżna, okłamują cię... obiecują góry złote, a to wprost rachuba na twój