Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 080.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi słowo, że jej ty gwałtu nie zadasz i nie zmusisz iść za Bujwida. Ona go niechce.
— Ale ja go chcę! — zawołała strażnikowa — na tem dosyć.
Nie pojadę — skonkludowała Szklarska.
Zaczęły się z sobą niemal już kłócić, gdy Koiszewska w końcu oświadczyła, iż za Bujwida nigdy przymuszać nie będzie, ale za Tołoczkę nigdy nie pozwoli.
— Jedź mi ją przywieź — rzekła — głupia jest, ja ją kocham, chcę jej szczęścia... ona woli obcych słuchać co nią frymarczą, niż matki, która ją ma jednę i dla niej tylko żyje.
Szklarska zaledwie spocząwszy chwilę, pognała do Wysokiego. Śmiała i rezolutna nie myśląc się księżnie oznajmywać wprost się udała do panny Anieli, która z pokoju swego nie wychodziła, ale chorą nie była.
Nie wpuszczono posła tego i dano znać do hetmanowej, która Szklarską kazała prosić do siebie. Mówiliśmy już jak się ona ubierała ze staroświecka i cudacznie. Jadąc do Wysokiego w ostatniej karczemce na drodze, wystroiła się tak śmiesznie, że wyglądała jak straszydło na wróble.
W tym stroju stanęła przed hetmanową, która się liczyła do największych elegantek współczesnych. Ta mało ze śmiechu na jej widok nie parsknęła.
Chciała zaimponować przybyłej, ale Szklarska nikomu nie pozwalała sobie uchybić.
— Przyjechałam tu z mandatem od pani strażnikowej trockiej, aby zabrać jej córkę — rzekła.
— Panna Aniela jest chora — odparła hetmanowa — Müller jej jechać nie pozwala. Pani strażnikowa