Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 073.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chciał go zaraz wyzwać na rękę, w szable, na pistolety, jak zechce.
Panna Aniela zlękła się krwi przelewu, płakała.
Tołoczko w gorączce po kurytarzach biegał, rzucał się, odgrażał i naprawdę myślał o rozprawie z rywalem. Ledwie go księżna zawoławszy umitygowała.
Od księżnej poszedł do hetmana, gdzie się napił, niewiedząc o tem co robi, tak był wielkiego animuszu tego wieczora.
Poszli spać nadedniem. Rotmistrz pacierz ledwie zmówił, ciągle sumując o tem co tu robić, zawziął się i niekładąc się spać, pobiegł zbudzić przyjaciela Rybińskiego, który był pod nim chorążym, aby z nim jechać szukać Bujwida.
Nie było nic łatwiejszego, jak go znaleźć, bo się nigdy do kąta nie chował. Rybiński, rębacz sławny, nie mógł odmówić przyjacielowi, odział się natychmiast, do węgierskiego swego wozu kazał zaprzęgać i ruszyli.
A że na wsiadanem, po wczorajszym chmielu, wódką się gdańską trzeźwili, nie odjechawszy za wrota, pospali się oba.
Gdy Tołoczko obudził się wreszcie, musiał sobie chwilę dobrą oczy przecierać, rozpamiętywać, nim przypomniał po co jedzie i gdzie jest.
W karczmie na granicy, o pół mili od dworu Bujwida, Tołoczko czekać miał, a Rybiński pojechał wyzywać.
Ale jak pojechał, tak w wodę wpadł, nie było go do wieczora, nie powrócił w nocy, aż z rana rotmistrz musiał posłać wyrostka na zwiady.