Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwie wyjść z tego, ale ufam, że się to pomyślnie ukończy.
Po długich w tym przedmiocie naradach i rozprawach, które utwierdziły strażnikową w przekonaniu, że powinna była niedopuścić małżeństwa z Tołoczką, nastąpił obiad, a po nim zjawił się gość właśnie z okolic Wysokiego Litewskiego, pan podstarości Górski.
Był to jeden z tych ludzi gładkich, bywających wszędzie, od wszystkich mile widziany, a wyśmiewający tych nawet, których się najserdeczniejszym głosił przyjacielem. Górski nie przebaczył nikomu, a tak lubił dowcipkować, że dla dowcipu wszystko poświęcał.
Im zaś kto wyżej siedział, imię nosił piękniejsze, odznaczał się czemś więcej, tem on dla niego był surowszym. Sapieha, którego bawił, lubił go, zapraszał i bierał z sobą.
Zobaczywszy strażnikową, zaledwie ich przywitał natychmiast począł winszować marjażu córki.
— A daj mi pokój, panie podstarości — odparła — Anielka młoda, wydawać ją ani myślę.
— Jakże, a te blizkie zaręczyny.
Wprost zaprzeczyła im Koiszewska.
Pana Górskiego być posądzonym o puszczanie fałszywych pogłosek, oburzało. Uparł się.
— A, za pozwoleniem — rzekł. Jest to rzecz pewna iż w Wysokiem się spodziewają obchodzić je wkrótce bardzo uroczyście.
— Bez mojego zezwolenia? bez mojej wiedzy chyba? — wołała strażnikowa. — To by było coś nowego, porządek naturalny obalony... Jestem matką.