Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzeba znać, rządziła pierwszym mężem, panuje nad drugim, zręczna, rozumna, gwałtowna... Pomódz nie może wiele, ale zaszkodzić, oho! okrutnie... a jest uparta i mściwa.
— Cóż ona zrobić mi może? — wyrwało się Koiszewskiej, która na krótko zapomniała o procesie.
— To prawda — poprawiła się — że ten nieszczęsny proces...
— Właśnie chciałem go przypomnieć — wtrącił Gliński. — Ona po Trybunałach gospodaruje jak u siebie w domu.
Zasmuciła się strażnikowa i łzy jej w oczach stanęły.
— Nie trzeba tracić męztwa — dodał marszałek. — Zechce ona szkodzić, będziemy pomagali.
— A! kochany marszałku — wykrzyknęła strażnikowa — zaklinam was, nieopuszczaj mnie sieroty. Córki dla procesu gubić nie mogę, miałabym na sumieniu.
— Za pozwoleniem — przerwał Gliński — jakże usposobiona, za kim panna Aniela, bo i to trzeba wziąść w konsyderacją.
— Nie będę taiła — rozpoczęła strażnikowa — córkę mi siostra zbałamuciła. Chciałam ją mieć dobrą gosposią i kobietą jak my wszystkie, nabili jej głowę elegancją, francuszczyzną, zabawami... Bujwida ona nie lubi, bo rubaszny jest... Tołoczko układny, ale kłamca, oszukaniec. Dworskich się klamek trzyma, kochać go ona nie kocha, ale z Tołoczką się spodziewa wejść w ten świat, do którego tęskni. Ot co jest.
— Hm! — bąknął Gliński — skomplikowana sprawa, potrzeba energji, którą waćpani dobrodziejka masz, aby