Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

. W całej Litwie nie było może rodziny, którejby wszystkich członków nie mógł wyliczyć. Była to genealogja chodząca.
Nie śmiejąc go zapraszać do siebie, Koiszewska pojechała do niego.
Przyjął ją jak był zwykł wszystkich mnogich swych klijentów, tak jak gdyby szczególny miał afekt dla każdego z nich. Wiedział już o wszystkiem i o tem nawet, że Aniela była w Białymstoku.
Strażnikowa wyznała mu, właśnie dla poradzenia się o jej postanowienie przybyła. Marszałek, który miał sobie za prawidło wyrozumiewać petentów i raczej w ich myśl niż przeciw niej iść, łatwo odgadnął, że strażnikowa była za Bujwidem.
Stało się to dla niego wskazówką jak sobie miał postąpić. Tołoczkę znał bardzo dobrze i od bardzo dawna, nie był z nim jednak ani źle ani dobrze.
Wysłuchawszy długiej chryi pani Koiszewskiej, rzuciwszy pytań kilka, zamyślił się głęboko.
— Jesteś pani strażnikowa matką — rzekł — serce jej pewnie dla dziecięcia najlepiej poradzić potrafi. Co do mnie, chociaż ja przeciwko Tołoczce nic nie mogę powiedzieć, bo człek zacny, uczciwy, rozumny, ale ani wiek, ani te koła w których się on obraca, nie zdaje mi się żeby go czyniły partją stosowną, dla panny Anieli. Z protekcją hetmana albo raczej hetmanowej, może się posunąć wysoko... chybaby go król obdarzył starostwem, królewszczyzną, bo inaczej to tam honorów będzie poddostatkiem, ale chleba omal...
— Tołoczko wyszedł z rodziny zubożałej, dopiero mu pierwsza żona wniosła posag i posadziła go na