Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pnym był intrygantem — zawołała księżna. — Na wszystko masz odpowiedź, obmyśliłeś...
— M. Księżno — zawołał Tołoczko bijąc się w piersi — to ostatnia życia mojego nadzieja.
— Panna ci przyrzekła? — spytała księżna.
— Jeszcze nie, ale choć usta niewyrzekły słowa, wiem, że dłużej opierać się nie będzie.
— No, to starajże się mieć od niej zapewnienie, bo bez tego nic. Ja kroku nie zrobię, dopóki ona mi przy świadkach nie powie, że sobie życzy wyjść za waćpana, i że się zgadza na zaręczyny, bo innego nie widzę sposobu.
Pocałował w rękę Tołoczko, uniżył się do stóp księżnej, poprzysiągł wiekuistą wdzięczność i rzucił się dobijać targu z panną.
Zdawało mu się, że rzecz tak jak skończona, okazało się jednak, że strażnikówna, w chwili gdy sobie miała świat zawiązać, przelękła się.
Pomyślała sobie, że była młodą jeszcze, że mogła roczek, dwa poczekać, że Bujwidowi się opędzi. Zawahała się w samym progu.
Rotmistrz, który sądził, że już był pewien serca, w rozpacz wpadł prawie. Widząc go tak zdesperowanym, panna prosiła o zwłokę. Sama wprawdzie nie wiedziała jak ją miała zużytkować, ale nie mogła jeszcze oswoić się z myślą, że klamka zapadła.
Płakała po nocach.
W tem przyszedł list od Szklarskiej, nabazgrany na zrzynkach sinego papieru, ale było go sześć stron i dwie przypisków. Panna Szklarska donosiła ukochanej swej, że wszystko jest zmówione, obmyślone aby natychmiast po powrocie, wydać ją za Bujwida.