Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 055.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oprócz tego kresy nadeszłe z Warszawy, dawały do myślenia.
Już wyjeżdżający z Drezna król, wielu się wydał zmienionym, smutnym i chorym. Nie rokowano mu długiego życia. Wiadomości przywiezione z stolicy Saskiej, brzmiały niedobrze. Brühl zrobił co tylko mógł, aby król przynajmniej znalazł Drezno przynajmniej takiem, jakiem je opuścił. Jechał do niego stęskniony z bijącem sercem, cały przejęty wspomnieniami młodości, ale tu zamiast nich, znalazł zawód tylko smutny. Wszystko mu jakoś w oczach zmalało, zbrukało się, zmieniło. Dwór, wedle starego etatu, nie mógł być jeszcze zebrany, poumierali mu ludzie, wielu rzeczy brakło, bo je zniszczyła wojna, zabrali prusacy. Okazałość, którą on tak lubił jak ojciec, nie dorównywała dawniejszej. Zapytywał pocichu Brühla i choć odbierał zaspakajające odpowiedzi wykrętne, smutno mu było. Źałował nawet żony, która się tak heroicznie broniła najazdowi na zamku, choć synowie go ożywiali, zdało mu się smutnie i żałobnie.
Wedle rozkazania pańskiego, Magdalenę Corregia, którą on miał z sobą w Warszawie, odwieziono do galerji. Pozbawienie jej, kosztowało go wiele. Madonna Sykstyńska Rafaela, wydała mu się przyciemniałą. Chrystus z groszem nie miał dawnej kolorytu żywości, Rembrandty mgłą jakąś były okryte.
Dietrich, który przyszedł powitać pana, niosąc mu jednego Mierisa przez siebie zrobionego i Gerarda Dowa, naśladowanego cudownie, ledwie zdobył obojętne słowo. Na dobitkę, pierwsze polowanie w lasach około Huberstburga, nie powiodło się. Rzecz nie-