Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 051.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

innemi, gdy towarzysz jej wierny znalazł się przy boku wczas, podał rękę i z wesołem bardzo usposobieniem, rozpychając stojących na drodze, poprowadził do rzęsiście oświeconej sali z chórami, na których już odzywała się pełna życia muzyka.
Serce biło mocno pannie Anieli.
To być musiał ten mąż przeznaczenia, ten wymarzony jej towarzysz w przyszłości.
Zaledwie odprowadziwszy ją do krzesła znowu, pokłonił się, gdy sądziła, że się przy niej zatrzyma... i zniknął.
Natomiast prawie w tej że chwili ujrzała przed sobą pana Buńczucznego.
Ten także był bardzo ożywionym po uczcie i uśmiechał się wdzięcznie z pod siwiejącego wąsa.
— Niech mi panna strażnikówna daruje, że ja jej do stołu służyć nie mogłem — rzekł. — Hetman mi narzucił panią starościnę Ponikwicką i musiałem z nią iść w parze. Szczęściem, że mnie francuz wyręczył.
— Francuz? — żywo zapytała panna Aniela.
— A francuz — odparł Tołoczko — i wielki ulubieniec pana hetmana, domownik jego od lat kilku.
Panna o inne szczegóły pytać się nie śmiała, aby zazdrości w rotmistrzu nie obudziła, ale Tołoczko zdawał się na ten raz cierpliwym.
Francuz, domownik, przyjaciel, ulubieniec hetmana, zapewne wysoki stopień w hierarchji wojskowej zajmujący. Markiz może lub hrabia, mówiła sobie panna Aniela... i serce znów żywiej jej zabiło.
Tołoczko teraz zamiast cudzoziemca tego wziął ją do polskiego, a choć to był odbijany i panna Aniela poszła od jednego do drugiego, całym szeregiem nie-