Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 050.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Napróżno, przechodzący spoglądali obojętnie i nikt nie zapytał o strażnikównę trocką.
Los tylko gdy szli do stołu nastręczył jej nieznajomego, który przybliżywszy się (a był po francuzku ubrany) z uśmiechem podał jej bardzo zgrabnie w kabłąk wygiętą rękę i poprowadził do stołu.
Kilka słów przemówił w czasie podróży do miejsca przeznaczonego, piękną wcale francuszczyzną, i znalazłszy nie bez trudności krzesło u stołu, sam wyrzec się musiał zajęcia miejsca przy niej, gdyż kobietom musiano ustępować.
Wejrzeniem pełnem wdzięczności podziękowawszy mu, panna Aniela usiadła pomiędzy dwoma paniami, które na nią dosyć drapieżnie spoglądały.
Jedna z nich przecie, grzeczniejsza, rozpoczęła rozmowę i okazała się znajoma pani strażnikowej. Rozmowa więc dalej szła już dosyć poufale.
Pani starościna wskazywała Anieli osoby, czasem trochę złośliwie komentując ich znajdowanie się w Białymstoku.
Panna Aniela uśmiechała się, słuchała, uczyła, a nie zaniedbała też oczyma szukać tego młodzieńca, który ją przyprowadził do stołu. Nie przyszło jej łatwo go odkryć w tłumie gdzieś, w kącie przy małym stoliczku, w towarzystwie mężczyzn, co umiała sobie wytłomaczyć tem, iż poufałym być musiał u hetmana, albo może jego powinowatym.
Uczta wykwintna trwała nadzwyczaj długo. Pod koniec jej, porządek był zmięszany, część mężczyzn pozostała w sali jadalnej, a panie do innej przechodzić zaczęły. Panna Aniela po oddaleniu się starościnej, już chciała niespokojna sama prześliznąć się za