Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łóżkiem. Ale tu znowu było a ciasno a ciemno i wilgotno.
Panna płakała. Rotmistrz się jątrzył i gniewał.
Wszystkie zaś rezydentki od pierwszego wystąpienia z panną Szyszko, spiknęły się na pannę Anielę.
Trudno to opowiedzieć, jak wiele dokuczyć można, na pozór nic nie czyniąc. Dosyć spojrzenia, uśmiechu, ruszenia ramion, aby prześladowany w ten sposób uczuł się nieszczęśliwym.
Panna Aniela, która się tu takiego szczęścia spodziewała, znalazła się najbiedniejszą w świecie.
Dopiero hetmanowa to postrzegłszy, gdy ją litość wzięła, z pannami się rozmówiła i trochę zapobiegła aby strażnikównie pokój dano.
Nastąpił pokój wrzekomy. Z panien niektóre posłuszne a znające i przenikające hetmanowę, poczęły się zbliżać do panny Anieli, przypochlebiać jej, wyciągać ją na słówka. Dziewczę nie posądzając ich o chytrość wywnętrzało się ze wszystkiem i po kątach ją wyśmiewano, ale trochę była spokojniejsza.
Życie w Wysokiem, które ona sobie wyobrażała strumieniem rozkoszy, zabaw, muzyki, tańców, rozmów dowcipnych i wesołych, na miejscu się wcale inaczej prezentowało.
Naprzód, pomimo pozornej zgody między małżeństwem i miłości, życie ich było ciągłą walką i łataniem dla pokoju. Ustępował hetman tylko, bo ona póty się skarżyła i lamentowała aż na swoim postawiła.
Tych, których książe w domu lubił, sama pani nie znosiła i upatrywała w nich nieprzyjaciół, naodwrót kogo księżna protegowała, był hetmanowi podejrzany.