Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trafił na złą godzinę, bo się Koiszewska tą opieką nad nią rozciągniętą obrażoną uczuła. A że Bujwida chciała do córki, palnęła mu z góry.
— Jeżeli Anielka pani hetmanowej potrzebna, nie odmówię na czas, aby na jej dworze pozostała, choć mi to miłem nie jest, bo my swój kawałek chleba mamy i cudzych kątów wycierać nie potrzebujemy. Ale muszę przestrzedz pana rotmistrza, że jeżeli myślisz, iż Anielkę sobie pozyskasz, a mnie skłonisz, abym ją wydała za ciebie, to z tego nic nie będzie.
— Lubię być otwartą. Waćpanu nie uwłaczam, aleś starszy dużo od niej i wdowiec, a ja jej za wdowca wydawać nie chcę.
Tołoczko pochwycony znienacka, zmięszał się, i zamiast sprawę swą promować, wytłómaczył się iż nikomu się narzucać nie myśli.
Strażnikowej o wygranie procesu chodziło, ostatecznie więc gotową była zgodzić się na pobyt córki w Wysokiem, i gdy księżna Sapieżyna przyjechała po nią, ułożyło się wszystko łatwo.
Panna Aniela uszczęśliwiona wielce, iż w swoim żywiole czas jakiś przebyć spodziewała się, choć w Tołoczce nie bardzo smakowała, miała na widoku, że znajdzie młodszego i milszego galanta.
Wszystkim więc stało się po myśli, chociaż hetmanowa zawczasu nad losem Tołoczki bolała. Najszczęśliwszą może była panna Aniela, której się zdawało, że z jej posażkiem, twarzyczką, trochą francuszczyzny i figurką zręczną, kawalera we fraku i przy szpadzie dostać będzie łatwo.
Panna Szklarska na drogę jej dała admonicją, ale to był groch na ścianę.