Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 023.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Książe, który jej nie cierpiał, choć na pozór grzeczność czynił, w istocie nie mógł progu przestąpić, ażeby nie pomyślał czem dokuczyć jej potrafi.
Pań otaczało hetmanową około dziesiątka, było i ichmościów prawie tyleż, a między innemi i Tołoczko.
Zobaczywszy karetę i paradny cug wojewody, przystąpił do hetmanowej po cichu jej oświadczając, iż księcia bawić i gospodarza wyręczać nie będzie, gdyż z wojewodą są na noże.
— A gdybym ja rotmistrza pięknie prosiła? — spytała Sapieżyna.
— Jabym jeszcze piękniej odmówił — rzekł Tołoczko, który się pośpiesznie pokłonił i wszedł po za kobiety. Na młodego więc Lubomirskiego spadło u boku hetmanowej, czynić honory domu.
Radziwiłł był po śniadaniu, a choć mu świeże powietrze trochę chmielu odjęło, miał go dosyć aby się gburowato trzymać i prawić co ślina do gęby przyniesie.
Wszedł tak książe poufale, nie śpiesząc witać hetmanową, jakby go ona nie wiele obchodziła.
— Czołem pani Magdalenie, zawołał w końcu podszedłszy i uśmiechając się — a cóżci to jejmość dobrodziejka męża bez opieki wypuściła? Gotów co zmalować... a do niańki nawykły... to mu o swej mocy nie dobrze chodzić!
Zarumieniona mocno hetmanowa, szukała chwilę odpowiedzi.
— A! — odparła — co się tam książe troszczysz o hetmana, myśmy się tu ciągle o drogie zdrowie wasze