Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale M. Książe — zawołał Sapieha — intencji w tem nie było.
Radziwiłł się perzył z gniewu.
— Kasztelanica tam nie było! ja o tem wiedzieć nie chcę!! Sami oni wyprawiają hałasy, sami mącą, a na mnie i na moich zrzucają.
Sapieha nie podzielając tego gniewu, parę razy przerwał jeszcze bratu, lecz ten i względem niego opryskliwie się znalazł i nastawił mu się okóniem. Czapkę już trzymał w ręku.
Oba, Radziwiłł i on, co się wczoraj jeszcze całowali i poprzysięgali sobie aljans i zgodę wiekuistą, teraz nagle pod wpływem jakimś, którego odgadnąć było trudno, koso poczęli spoglądać na siebie.
— Warchoł niepoprawny, nigdy miecznikiem być nie poprzestanie, mruczał sam do siebie Sapieha.
— Hetmanowej pacholik... pod pantoflem u żony... szeptał książe.
Sapieha nie żegnając się razem z Tołoczką wyszedł, brata samego zostawując, który natychmiast Bohusza przywołał i kazał mu wydać ordynans aby nikt nie śmiał o żadnych burdach, strzelaniach donosić... Bo on wiedzieć o tem nie chce...
Hetman że od rana z Radziwiłłem się zabawiał a nieustannie pić musiał, ledwie do karety wsiadł, rozkazawszy Tołoczce jechać z sobą — coś zabełkotał, głowę na poduszki pochylił i — usnął.
Aż do Antokolu jechali tak milczący, a Tołoczko zafrasowany tem, iż się mimowoli księciu naraził. U ganku stanąwszy, gdy książe się z powozu ruszać nie myślał, wybiegła hetmanowa przelękniona, czy mu się co nie stało, ale dowiedziawszy się iż śpi