Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 017.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kasztelanic z bandą ladajakich ciurów poszedł na pałac Fleminga, oficera już jednego ubito... strzelają do siebie zajadle.
Książe posłyszawszy nazwisko kasztelanica zerwał się z krzesła.
— Co ci się przyśniło! Kasztelanica tam nie było. nie mogło być... milcz-że ty mi.
— M. Książe — odparł dumnie Tołoczko — oczy mam, a gęba moja się nigdy żadną potwarzą ani plotką nie zwalała. Widziałem.
— Nie widziałeś! — zagrzmiał książę — a choćbyś widział toś powinien milczeć... rozumiesz to... ja ci zakazuję...
M. Książe, ja nie jestem pod jego rozkazami — odparł Tołoczko, a książe jeszcze nie jesteś hetmanem.
Zuchwała ta odpowiedź w pasją wprowadziła Radziwiłła, ścisnął pięść i cały się oblał krwią.
— Nie waż mi się mówić o tem... moja ręka choć w niej buławy jeszcze nie trzymam, sięga daleko, a komu na kark spadnie temu Miserere śpiewają.
Tołoczko zamachnął ręką i zwrócił się do Sapiehy, który tuż stał, jakby u niego szukał obrony, choć się jej nie bardzo spodziewał.
Hetman stał z twarzą nachmurzoną, posępny, ale nie tak pokorny dla Radziwiłła jak się ten spodziewał.
— Niech się brat umityguje — rzekł. — Co mój pan Rotmistrz Buńczuczny mówił z intencji dobrej, za to się go karcić nie godziło. Nie skłamał pewnie.
— Kasztelanica sobie tam uroił — przerwał książe — będzie to roznosił po mieście aby mnie też do spółki wciągnął... z temi co burdy poczynają.